Kenia I – Niezbędnik podróżujących do Kenii – część pierwsza.

Kenia I – Niezbędnik podróżujących do Kenii – część pierwsza.

To moja kolejna podróż do Afryki, którą bardzo polubiłam. Była ona zupełnie inna niż przygoda na Zanzibarze. Kenia jest zupełnie inna. Piękna i dzika, ale raczej dla kogoś, kot miał możliwość poznania jej od łagodniejszej strony. Dlatego jeżeli planujecie podróż do Afryki to proponuje zacząć od Zanzibaru. Jeżeli jednak zakupiliście bilet do Kenii, to opowiem Wam co Was czeka, co warto, czego nie należy się bać. O doświadczeniach na żywych organizmach czyli czego doświadczyliśmy podczas naszej podróży poślubnej.

Lot do Mombasy trwa 10 godzin i ma międzylądowanie w Egipcie, które trwa ok 30 minut. Nie ma możliwości wyjścia z samolotu, nie ma przesiadki więc jeżeli zapadniecie w sen na całą podróż (jak ja), to nawet nie zauważycie kiedy minie Wam podróż.

Wycieczkę zaczęliśmy 9 listopada, co kalendarzowo daje porę deszczową, jednak nie dajcie się zwieść, deszczu nie uświadczycie – no chyba, że macie w życiu wielkiego pecha. Pogoda to 36 stopni w cieniu i ocean ciepły jak zupa. Warto zaplonować podróż w tym czasie, bo to „przed sezon” w hotelach, nie ma tylu ludzi a ceny w biurach podróży bywają jeszcze przyzwoite. Codziennie sprawdzałam mojego IPhone, który pokazywał mi lekkie zachmurzenie… podczas gdy naprawdę słońce dosłownie wypalało skórę. Bez filtra 50 UV nawet się tam nie wybierajcie. Ja po jednym dniu w basenie wyglądałam jak kurczak z rożna. Jak już na początku „spalicie” sobie temat opalania, to pożegnajcie się z opalenizną idealną (tak, ja mam obsesje).

Same przygotowania do podróży nie są specjalnie wymagające. Szczepienia nie są obowiązkowe tak, jak w przypadku Zanzibaru. Za wyjątkiem Febry i Duru brzusznego. Jeżeli chodzi o malarię.. darujcie sobie zakup czegokolwiek. O ile na Zanzibar TAK (sami przeżyliśmy na własnej skórze) to Kenia nie posiada komarów przenoszących malarię. Ja byłam bez nawet sprayu na komary, co akurat nie było rozsądne, bo gryzły mnie raz co raz. Niemniej jednak profilaktyka jest Waszą prywatną sprawą, ja poznałam ludzi, którzy byli zaszczepieni i uzbrojeni w tabletki na malarię.

 Wybierając się do Kenii warto zabrać ze sobą jednodolarówki na napiwki. Jest duży problem z rozmienieniem pieniędzy, zapomnijcie, że rozmienicie dolary na… dolary. Można wymienić kasę w hotelach jednak przeliczniki są „chore” i zawsze będziecie na tym stratni. W większości miejsc nie zapłacicie kartą a na pewno już nie za „gifta” na straganie. Poza tym ceny (poza hotelowymi – niespodzianka) są bardzo zawyżone a negocjacje mogą potrwać… nawet kilka dni. Zalecam uzbroić się w cierpliwość a jak coś Wam naprawdę się podoba, to udawać, że w ogóle na to nie zwracacie uwagi. Jak ktoś lubi negocjacje handlowe będzie się czuł jak w raju.

 Dla przykładu powiem Wam, że drewniane sztućce z wyrzeźbionymi żyrafami w pierwotnej wersji kosztowały 20$, finalnie zapłaciłam za nie 4$. Negocjacje wyglądały tak, że prowadziłam je z trzema różnymi (będącymi obok siebie) sprzedawcami tylko po to, aby ten czwarty, który miał dokładnie te, które ja chciałam doszedł do wniosku, że od razu sprzeda mi je za cenę, którą mówiłam poprzednim trzem abym je wzięła. Pokręcone? Witajcie w Afryce.

Jeżeli podróżujecie z partnerem, niezawodne w negocjacjach będą Wasze.. miny. Najlepiej się nie odzywać i tylko spoglądać na partnera pokazując mu znaczną dezaprobatę co do ceny i produktu. Uwierzcie mi – działa. Uczulę Was, że większość Kenijczyków bardzo dobrze mówi i rozumie po polsku, więc wszelkie ustalenia negocjacyjne zróbcie miedzy sobą wcześniej.

 

Kenia jest dzika. Jednak zdecydowałam się na ten sam rodzaj eksploracji co na Zanzibarze czyli na własną rękę. Miałam obawy, bo chociaż Kenijczycy są mili, to bywają też bardzo nieprzewidywalni w momentach, kiedy coś nie idzie po ich myśli. Nawet dzieci w wioskach potrafią obrzucić cię kamieniami jeżeli nie dasz im pieniądza, bo cukierki już dawno przestały być jakąkolwiek walutą dla wiosek. Zapomnij o „byciu białym wybawcą”. Fajnie jest mieć jakieś długopisy, zabawki etc., jednak nie będziecie w stanie zapewnić tego wszystkim wioską. Ba, nawet tej jednej.

 Trzeba po prostu być ostrożnym. Dobrze mieć ze sobą jakiegoś lokalnego przewodnika. Zdecydowanie więcej się dowiecie niż z wycieczek z hotelu. Spacerując po plaży nie dajcie się prowokować, ale jeśli ktoś wzbudzi Waszą sympatię warto go wynagrodzić napiwkiem chociażby za zwykłe wskazanie drogi. Uwierzcie mi, że oprowadzi Was po wszystkich zakamarkach i opowie o lokalnych gusłach. Nie czarujmy się, to transakcja wiązana a też ważną sprawą dla takich „beach boys” są polecenia innym klientom z Waszego hotelu. To jest bezcenny argument i wiedząc jak go używać możesz osiągnąć zarówno świetne wycieczki jak i święty spokój. Ten ostatni jest o tyle ważny, że w Kenii trwa walka o każdego białego człowieka, Kenijczycy są wiec nachalni i nieznośni. Jeżeli brakuje Wam cierpliwości (jak mi), to najlepiej po prostu ich unikać, traktować jak powietrzę i nie reagować na zaczepki. Inaczej skazujecie się na ich wieczną obecność.

Zanim zdecydujecie się na wycieczkę ze swojego biura podróży warto zapytać o tą samą wystających na plaży „beach boys”. Możecie zapytać gości w hotelu lub poprosić owego BB o wskazanie gościa, który był z nim na wycieczce i dowiedzieć się czy warto. Zazwyczaj warto. Wycieczki są dużo tańsze, mają identyczny lub lepszy standard i czasami naprawdę możecie zobaczyć więcej. Każda zakupiona przeze mnie wycieczka od lokalsa (a byłam trzykrotnie w Afryce) przewyższała standardem i ceną zakupioną w hotelu (tak, byłam taka bojaźliwa, ale dzięki temu dziś mogę Wam powiedzieć, ze nie warto). Byłam na plantacji, na delfinach, na safari, na bezludnej wyspie z ucztą, na żółwiach… nie wiem czy gdzieś nie byłam tak szczerze.

Jeśli chodzi o czas podróży to po miesięcznym pobycie nieco przy nudnawym na Zanzibarze Kenia 7-10 dni z dwudniowym safari jest moim zdaniem idealna. Nie najecie się do syta, ale też nie znudzicie. Jeśli złapiecie bakcyla jak ja – wrócicie po więcej.

Reasumując niezbędnik podróżujących do Kenii część pierwsza: Filtr UV 50, dobry balsam nawilżający, jednodolarówki i szylingi kenijskie w portfelu, targujcie się i kupujcie wycieczki od lokalsów.

 

 

 

 

Brak komentarzy.

Dodaj komentarz