W STAREJ KUCHNI (Kraków)


Głupotą byłoby napisanie Wam, że nie lubię kuchni polskiej. Bo nie chodzi o to, że jej „nie lubię” tylko mam ja od dziecka, mam ją na co dzień i zazwyczaj recenzję piszę Wam o czymś innym. I wydawało mi się, że tego rodzaju kuchnia będzie dla mnie nudna. Poza tym znaleźć dobrą, polską kuchnię też nie jest łatwe. Bo przecież tak dobrze ją znamy, mamy swoje smaki. Przyznajcie, Wy też jak już wybieracie się na miasto” to raczej na jakieś egzotyczne kuchnie. Ha! I to jest gruby błąd. Tak, jak przyjemnie spędziłam czas w „W starej kuchni”, to naprawdę nie pamiętam, kiedy. Przede wszystkim polska kuchnia daje Wam luz. Luz, bo znacie wszystko, luz, bo lubicie większość i luz, bo wiesz, że Twój partner będzie szczęśliwy i zadowolony – czy to będzie kobieta, mężczyzna, dziecko, przyjaciel, koleżanka. Gorzej, że ciężko się zdecydować co wybrać, dokładnie z tych samych powodów.

„W starej kuchni” to adres, który mogę Wam polecić z całym sercem.

Gościnność, jaką serwują to absolutnie, najważniejsza przyprawa każdego polskiego dania! Są uprzejmi, komunikatywni, nie ma problemu z dowiedzeniem się o każde danie, obsługa jest z uśmiechnięta a same dania – pyszne i olbrzymie. Naprawdę miałam problem z wyborem dań z menu, które jest obszerne i bardzo treściwe. Ja mam na przykład tak, że zawsze zjem tatara. No nie ma opcji, żeby nie! Tu – pełna klasyka. Bez udziwnień (które też są fajne, nie mówię, że nie), totalna klasyka gatunku (no może mogli sobie darować tego pomidorka koktajlowego jako dekorację).

Pokrojone w drobną kosteczkę dodatki, kawałek masła, grzybki marynowane, cebulka, kiszony ogórek – brakowało mi rybki, ale nie będę się czepiać. Prawie jak u mojego taty. Brawo! Kolejnym takim sztosem jest wątróbka cielęca. O jejku! Coś wspaniałego. Miękka, dobrze doprawiona, z uduszoną cebulką. Taki mój smak dzieciństwa. Każdemu, kto lubi wątróbkę, polecam ją tutaj bez dwóch zdań. I trzeci klasyk – placki ziemniaczane. No pozmiatane!! Przysięgam Wam, że są to trzy dania z mojego dzieciństwa (tak, jadłam tatara już jako dziecko), które robił Tata w domu i, na które do dzisiaj się zapisujemy co roku. Placki były chrupiące, w opcji gulaszu węgierskiego lub sosu z dużymi kawałkami grzybów.

Jeżeli myślicie, że to tyle to… no nie.

Nie mogąc dojść do porozumienia z samym sobą, na stół wjechał Talerz Polski. „Talerz polski to znakomita propozycja dla tych z Państwa, którzy chcieliby zapoznać się z przekrojem naszej tradycyjnej kuchni Polskiej podawanej na jednym talerzu, a na nim w małych porcjach (dedykowane dla jednej osoby): kotlecik schabowy, żeberka, biała kiełbaska, bigos, pierogi, placuszek ziemniaczany z gulaszem, pieczony ziemniak z sosem czosnkowym, kwaszony ogórek” – rzekła restauracja „W starej kuchni” i nas zdobyła. Swoją drogą bardzo fajne rozwiązanie dla niezdecydowanych. Spróbowaliśmy również jeszcze „defilady zup”, czyli czterech mini zup: barszczu czerwonego z uszkiem, żurku, barszczu czerwonego zabielanego i rosołu. Ten ostatni zasługuje na szczególną linijkę w tym tekście, bo był genialny. Świetnie przyprawiony, nie za tłusty, nie za chudy, z marchewką – mniam.

I kiedy już myślałam, że nic nie wcisnę, podano nam deser: racuchy i brownie. Czułam, jak moje pyzate policzki nazywane przeze mnie „chomikami” autentycznie rosną mi podczas jedzenia. Osobliwe odczucie. Było pysznie, była przyjemna atmosfera, było świetnie przyprawione i jak w domu. I było warto przytyć te pare kilka dla tej restauracji.