Jedzenie jest piękne! Trezo.

Jedzenie jest piękne! Trezo.

Lubię niedzielne poranki. Koty leniwie wdrapują się na łóżko i jeszcze na wpół śpiąco przytulają się do mnie nadstawiając grzbiety do głaskania. Za oknem jeszcze jest cicho, plac zabaw nie tętni życiem a słońce dopiero muska ścianę sypialni. Lubię te poranki, bo przy zielonej herbacie mogę zebrać myśli aby opowiedzieć Wam o kolejnym odwiedzonym przeze mnie miejscu. Czasami przychodzi mi to bardzo łatwo i zanim mój mężczyzna zdąży otworzyć oczy i powiedzieć: "jeść", ja mam gotową recenzję lokalu. Innym razem zrzucam przygotowanie śniadania na niego, by móc dokończyć rano zebrane myśli.

 

 

Trezo. Miejsce bardzo wyjątkowe. Znajduje się w nowym apartamentowcu na Miodowej  33. Wielkie, przeszklone okna, kilka stolików od strony ulicy. Wydaje się być drogie na pierwszy rzut oka i tu pojawia się pierwsze zaskoczenie: nie jest wcale drożej niż w okolicznej Novej, Momencie czy Scandalach. Za to jedzenie jest tam po prostu piękne.

 

Właściciele kręcą się po sali, serwując dania, doglądając swoich gości, zaglądają przez ramię kucharzowi, dbając by każde danie opuszczające kuchnie było dopieszczone. Tak, jak wystrój. Nic co się tam znajduje nie jest przypadkowe. Na ścianach możecie podziwiać grafiki taty właścicielki. Jak mówi, wreszcie ujrzały światło dzienne, bo przez lata zajmowały przestrzeń w piwnicy. Ciesze się, że również cytrynówka rodzinna podawana jako aperitif znalazła swoje miejsce w lokalu, bo jest pyszna i orzeźwiająca. Przepisy na dania znajdujące się w karcie przywiezione zostały z podróży po świecie. Przez ostatnie miesiące ulegały modyfikacji, zmieniając również głównego sprawcę zamieszania - Szefa Kuchni aż wreszcie udało się wypracować nową kartę. I chociaż opis lokalu sugeruje polsko - śródziemnomorską kuchnię, to po rozmowie z właścicielem, który przez dwa ostatnie lata opuścił to miejsce tylko na dwa dni, pada stwierdzenie: fusion żydowski. Z Maroka, z Hiszpanii, trochę z Polski. Powoli ale znajdzie miejsce w nowej karcie.

 

Damsko męskie spojrzenie na kartę menu ma to do siebie, że zawsze pada na skrajności. Tym razem także poszliśmy w totalnie dwa odmienne bieguny.  Krewetki smażone w maśle czosnkowym, białym winie i chili, podane z ciepłym pieczywem (20 zł) kontra tatar z polędwicy wołowej z piklami, oliwą truflową i wstążką parmezanu (20 zł). W tym przypadku, bezkonkurencyjny okazał się być tatar. Świeży, drobniutko posiekany a oliwa truflowa fajnie go wykańczała nadając gładkości. Krewetki były wyraziste, masło, wino i chili wyczuwalne, co bardzo mnie ucieszyło bo lubię, kiedy w daniu czuć wymienione składniki z menu.

 

Nie ukrywam, że nie bez znaczenia jest sposób podawanych dań. Urzekł mnie kotlet schabowy na duszonej kapuście z zapiekanymi ziemniakami (24 zł), który z pośród innych dań z karty przemówił do mojego mężczyzny. Solidny kawałek schabu, w chrupiącej panierce, znany nam z każdego niedzielnego popołudnia, tu podany artystycznie, że aż ślinka cieknie. Pierś z kaczki w sosie śliwkowo-korzennym podana na puree z marchwi z pieczonymi ziemniaczkami (38 zł) była jedną z lepszych jakie jadłam. Po pierwsze zrobiona na medium rare, po drugie sos obłędny!! Lekko kwaśnawy i aromatyczny, korzenny ale ze słodkawą nutą. Genialnie uzupełniał mięso kaczki, które w smaku jest intensywne i bardzo charakterystyczne, ba, nawet powiedziałabym, że "wymagające".

 

Porcje na tyle spore, że na deser nie znalazłam już miejsca, mimo mojego uwielbienia dla cytrusowej Panna Cotty czy lodów klonowych z orzechami laskowymi. Wieczorami, spożywanie kolacji umili Wam muzyka na żywo. A ponieważ klimat lokalu skłania ku zostaniu tam na dłużej, nie dziwie się, że w kilka minut wypełnił się po brzegi. Trezo. Lokal na Miodowej 33. Jedzenie jest piękne i smaczne.

 

 

 

  • Date:4 sierpnia 2013

Brak komentarzy.

Dodaj komentarz