FILIPA 18 FOOD & WINE ART (Kraków)


Marcin Sołtys. Szef kuchni, który rozpieszczał mnie kilka lat temu w jednej z krakowskich kuchni (to znaczy on w kuchni, ja na zapleczu wiecznie głodna). Jeden z tych Szefów, których spotykasz po latach i cieszysz się, że znowu może cię nakarmić. Ten Szef kuchni, do którego wracasz jak bumerang, bo wiesz, że za każdym daniem stoi jakość, serce i niezwykła kreatywność. Jedno z nazwisk, które tworzyły gastro w Krakowie.

Czapki z głów!

Miałam Wam nie pisać o tym, że restauracja Filipa 18 Food Wine Art jest gastro hotelowym, ponieważ wiem jaką panikę sieje to hasło. Niemniej jednak najwyższy czas zawalczyć ze stereotypami. I wyraźnie powiedzieć, że era, kiedy takie miejsca nie były dostępne dla nie turystów, dawno już minęły. I to nie tylko ze względu na klimat i dostępność dla „lokalsów”, ale głównie ze względu na cenę. Bo ta, nie różni się znacząco od innych, krakowskich restauracji. Za to poziom w restauracjach hotelowych trzymany jest bardzo wysoko. Przede wszystkim trendy i możliwości, do jakich mają dostęp managerowie, są dużo bardziej na wyciągnięcie ręki niż w pozostałych miejscach. W Filipa 18 zachwyciła mnie koncepcja paringu dań z drinkami (świetny bar z genialnym pomysłem, o którym mam nadzieję, napiszę Wam po 8 marca, a którego w Krakowie brak) oraz lokalność produktów.

I tu zatrzymam się na dłużej, ponieważ Szef Kuchni korzysta ze starannie wyselekcjonowanych produktów dostępnych na Starym Kleparzu. Polityka wspierania małych, lokalnych przedsiębiorców jest zacna. I tu naprawdę trzeba pochylić głowę, zwłaszcza że te produkty są droższe, ale też-dużo smaczniejsze. Marcin-pozwolę sobie na tę zuchwałość i wywołam go z imienia-znajduje przepyszne rozwiązania, które owocują między innymi tym, że w styczniu możecie zjeść na przykład najwspanialszą malinę w Waszym życiu!

Cudownym jest też to, że kuchnia serwuje menu degustacyjne.

To fantastyczna podróż przez Polskie produkty w rewelacyjnej, nowej odsłonie! Kuchnia polska jest niewątpliwie „konikiem” Marcina Sołtysa i znaleźć w niej można całe jego serducho. Niewątpliwie od naszego ostatniego spotkania rozwinął skrzydła i to czuć oraz widać na talerzu. Tradycyjne połączenia złamane niebanalną formą podania… szczerze? Dawno nie jadłam tak skomponowanej, polskiej kuchni. Smaki łączą się ze sobą, struktury przenikają, a efekt na języku jest niekiedy mocno zaskakujący. Wydawać by się mogło, że kasza, tatar czy kaczka to jest coś, co już jedliście i niczym Was nie zaskoczy. No nie. Niedość, że zaskoczy, to wywróci Wasz kulinarny światopogląd do góry nogami.

Sam klimat miejsca jest bardzo przytulny. Otoczeni sztuką możecie rozwinąć swoje zmysły i zakosztować takiej Polski, jaką warto chwalić się na świecie. Miejsce to niewątpliwie wytycza nowe trendy. Udowadnia, że jeżeli pozwoli się ludziom, którzy znają się na swoim fachu prowadzić gastronomię, to rozkwitnie ona i obrodzi w owoce „achów” i „ochów”. Nie tylko moich!